Jak widać ostatnimi czasy nic nie wrzucałam na bloga... Utknęłam z dziewczynami i nie wiedziałam, co dalej mam z nimi począć. Postanowiłam na tę chwilę je zawiesić i wszystko, co z nimi związane usunąć stąd (spokojnie, wszystko, co dotąd pisałam jest zapisane w specjalnym folderze :)).
Mam bardzo dużo pomysłów na nowe historie i mam zamiar je kontynuować właśnie tutaj :) Aż sama się ich boję, ale MAMA moim wsparciem ;)

PS. Myka nie jest żadną Miką, Majką czy czym tam jeszcze! To po prostu Myka! My-ka! Y! Nie I, Y!
Ma też ksywkę My - i tym razem nie jest to M-Y tylko My (moja po angielsku)

Dziękuję za uwagę

The Liar

1
- ... no i ja do niego, że tak dłużej być nie może - mówiła Ala, jednocześnie ciamkając gumę.
   Alicja Kumczak, potocznie nazywana Kicią. Długie, blond włosy, niebieskie oczy i tona makijażu. Różowe, skąpe ubrania, wysokie obcasy. Szesnaście lat, drugie miejsce w szkolnym rankingu popularności. Uwielbia: różowy, plastikową muzykę, malutkie i puchate zwierzątka, w domu ma białą miniaturkę pudla, lody truskawkowe, swoją dietę. Nienawidzi: czarnego, ciężkiej muzyki, wyrzutków społecznych, czekolady. 
   - A on na to? - zapytały chórem bliźniaczki, Mira i Mela.
   - A on do mnie z gębą, że jak to, że on mnie kocha, że tak być nie może, że on się zabije.
   - A ty?
   - A ja mu, żeby się odczepił. Wtedy on powiedział, że ma mnie dość i odszedł.
   - Tak po porostu?
   - No, właściwie nie wiem czemu. Gdyby jeszcze troszkę powalczył to bym mu odpuściła, ale skoro nie, to nie.
   Mira i Mela Dudkowskie. Średniej długości utlenione włosy, zielone oczy, również tona makijażu. Jasno fioletowe ubrania, wysokie szpilki. Szesnaście lat, czwarte miejsce w rankingu. Uwielbiają: fioletowy, imprezować, Miu Miu, koty i czerwone jabłka. Nienawidzą: sprzeciwu.
   - No nie gadaj. Zrobiłabyś to? - odezwał się Adam.
   Adam Zbyszkowski. Farbowane na żółty blond włosy, koloryzujące soczewki kontaktowe - niebieskie, masa fluidu. Chodzi w koszulach w kratkę i rurkach. Oczywiście szesnaście lat, trzecie miejsce. Uwielbia wszystko, co jest modne i, co lubią popularne dziewczyny. Nienawidzi tego, co inni. Aha, jest gejem, dlatego może się z nami zadawać.
   - No pewnie. W końcu był z niego kawał ciasteczka - ciamkała gumę coraz głośniej. - A ty, co o tym sądzisz, Moniu? - zwróciła się do mnie.
   I ja, Monika Szwed, wszyscy mówią na mnie Monia. Mam krótkie czarne włosy, ciemne oczy i gdybym mogła nie używać tych wszystkich podkładów, cieni i szminek, to bym tego nie robiła. Muszę być ubrana w ciemnoróżowe ciuchy, wysokie koturny - szpilek nie trawię - staram się unikać wszelkiego rodzaju spodni. O dziwo, mam czternaście lat. Jestem najmłodsza i dowodzę całą tą szajką pozerów i plastików. "Uwielbiam": różowy, różowy, różowy i wszystko, co jest teraz modne, Coco Chanel, Diora, Linde Evangeliste i  wiele innych. "Nienawidzę": natomiast wszystkiego, co jest przeciwieństwem rzeczy, które lubię. Oczywiście tak na prawdę jest inaczej: kocham czarny i wszystko, co dziwne i nienormalne. Nienawidzę mody, różu i modelek - choć mam bardzo dziwne hobby, fascynuje mnie zbieranie okładek Vogue z lat osiemdziesiątych. 
   - Myślę, że on jest jednym, wielkim zerem, słonko. Żeby tak odejść od ciebie, to po prostu żenada - machnęłam swoją zgrabną i zadbaną rączką z czerwonymi paznokciami. - Nie wybaczę mu tego. Teraz trzeba tobie znaleźć kogoś nowego...
   - To może wyskoczymy dzisiaj na miasto - zaproponowały bliźniaczki. - Będzie bardzo zabawnie.
   - Jestem za - powiedział Adam.
   - Dobry pomysł - Kicia była mną zafascynowana.
   - Ja ma tylko dobre pomysły, kotku.
   - Może tobie też kogoś w końcu znajdziemy?
   - Właśnie - bliźniaczki wydawały się odurzone tym pomysłem. Już czuję jakie to snują plany.
   - Misiaki wy moje, przecież wiecie jaka ja jestem wybredna - znowu macham rączką. Demonie, jak ja tego nienawidzę.
   - Mimo to, wszyscy cię kochamy - powiedział Adam.
   Zadzwonił dzwonek. To oznacza, że teraz mam... matmę. Powiem w sekrecie, że uwielbiam matematykę. Odepchnęłam się nogą obitą w kozaczek na koturnie od ściany. Ruszyłam przodem, a za mną moja świta. Uczniowie rozstępowali się przed nami. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, lecz z początku była to katorga. Co prawda znajdujemy się w innych klasach, mimo to szli za mną do końca. Pod klasą Mira i Mela pocałowały mnie w policzki (Mira w prawy, Mela w lewy.... albo na odwrót). Kicia stuknęła mnie biodrem o biodro, a Adam zarzucił mi ręce na szyję i przytulił. Pomachali mi jeszcze na odchodne. Weszłam do klasy wzdychając z ulgą, siadłam w ostatnim rzędzie. Nie musiałam długo czekać na chłopaka, który siedział w ławce obok.
   - Widzę, że twój mały światek nie daje ci spokoju - powiedział Karol wyciągając książki z plecaka.
   Karol Wyszycki, ksywka Gitara (założył zespół The Liars, w którym oczywiście gra na gitarze, w domu ma ich pięć: dwie elektryczne, bas, akustyczna i klasyczna). Czarne włosy, piwne oczy, oczywisty brak makijażu. Czarne spodnie z przyczepionym srebrnym łańcuchem, czarna koszulka z napisem:
                                                        FUCK 
                                                        [] you 
                                                        [] me 
                                                        [] out 
   
   Uwielbia to czego ja "nienawidzę" i nienawidzi tego, co ja "uwielbiam". Jest jedną z niewielu osób, które znają moją prawdziwą stronę. Te osoby to wszyscy członkowie jego zespołu, są to moi najlepsi i najprawdziwsi przyjaciele.
   - Zamknij się - warknęłam.
   Do klasy weszła nauczycielka. Zaczęła się lekcja. Kilka minut przed końcem, gdy rozwiązywałam iście trudne zadanie, na moją ławkę wpadła kartka z taką oto treścią: Dziś mamy próbę. Wpadniesz?. Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią, nie mogę odmówić, ale nie mogę także pójść, bo umówiłam się z elitą. Dziwnie byłoby nie pójść na miasto, to byłoby podejrzane. Odpisałam, że nie mogę i odrzuciłam papierek. Rozwinął go i akurat zadzwonił dzwonek.
   - No tak, oczywiście. Mogłem się tego po tobie spodziewać... - wstał chwycił plecak i ruszył w stronę drzwi.
   - Gdzie idziesz? Przecież lekcje się jeszcze nie skoń... - urwałam bo do klasy weszła Kicia.
   - Chyba nie rozmawiałaś z tym czymś? - powiedziała podchodząc do mnie.
   - Kochanie, to jasne, że nie - rzuciłam, przepraszając w duchu Gitarę. Rzucił mi tylko kpiące spojrzenie w drzwiach.
   - Idę poprawić kreski, pójdziesz ze mną?
   - Błyszczyk mi się starł, pewnie.
   Chwyciła mnie pod łokieć i wyciągnęła z klasy. Poszłyśmy do damskiej, gdzie już na nas czekała reszta. Mira poprawiała usta Meli, a Mela policzki Mirze. Adam nakładał kolejną warstwę pudru i cienką warstewkę białej wazeliny na wargach. Z kosmetyczki bliźniaczek wyciągnęłam swój błyszczyk, zawsze go tam zostawiam. Od Adama zabrałam tusz do rzęs.
   - Nie uwierzysz, kotku - powiedział. - WCh - Wściekła Chemica - założyła rajstopy i szpilki bez palców, myślałem, że oczy mi wypadną. Natomiast Glutek, wiesz ten koleś od zeszytu, wyciskał sobie pryszcza, caaaałą lekcję. To była katorga.
   - No co ty? - powiedziałam z udawanym przejęciem.
   Ciekawe, kiedy wyjdzie na jaw, że nienawidzę tego wszystkiego robić. Martwię się sprawą Karola, nie mogę go tak zostawić. Muszę z nim pogadać. Wiem! Zadzwonię.
   - Przepraszam cukierki, ale muszę zadzwonić.
   - Do kogo?
   - Do tego nowego baru sushi, zrobić rezerwację dla mamy - kłamstwa mam już opanowane do perfekcji. Tak naprawdę nie stać mnie na nędzny kawałek surowej ryby.
   - Wracaj szybko!
   Wyszłam i szybko wykręciłam numer. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
   - Jeżeli nie odbieram to znaczy, że nie chcę z tobą gadać, albo nie zasłużyłeś na rozmowę. Nara.
   Nie nagrałam wiadomości, nie było takiej potrzeby. Jest na mnie wściekły, bo ze swoim telefonem się nie rozstaje.
   Kurna, przez duże K!

2
 Na mieście znowu próbowałam się do niego dodzwonić. Niestety, pan Wściekam-Się-O-Byle-Co ewidentnie robił mi na złość. Cały czas przerywał połączenie. Moi "kumple" byli zajęci szukaniem przystojnych i wolnych chłopaków w moim wieku, więc nie zauważyli mojego zmartwienia. Tak się przejęli swoim zadaniem, iż pomyślałam, że zwieję i tego pewnie nie zauważą.
   Miałam rację. Nikt nic nie zauważył, ani nawet nie podejrzewał. Powiedziałam tylko, że idę do toalety, a oni nawet nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Przez chwilę podążałam, na wszelki wypadek, w stronę łazienek, lecz gdy upewniłam się, że nikt mnie nie śledzi, jak najszybciej uciekłam z centrum i udałam się na przystanek. Wsiadłam w najbliższy autobus jadący na Jaroty. Wysiadłam przy poczcie. Musiałam przejść się kawałek, żeby znaleźć się pod jego blokiem. Zadzwoniłam domofonem, odebrał Marcin - perkusista.
   - Kto? Czego? I czemu nie załatwisz tego kiedy indziej? - zapytał swoim zaspanym głosem.
   - Monika, ja do Karola... Ee? 
   - Monia? Czekaj, zaraz się go zapytam, czy podejdzie - głos ewidentnie mu się ożywił.
   - Nie! - zaprzeczyłam głośno. - Znaczy się, nie. Chcę mu zrobić niespodziankę.
   - Serio? Dobra.
   Otworzył drzwi, a ja zaczęłam się wspinać po schodach na ostatnie piętro. Nienawidzę tego najbardziej w tym bloku, ma najwyższe stopnie na świecie.  Weszłam bez pukania (bo kto teraz puka do drzwi?), a Marcin stał na schodach w samych slipkach i darł się w stronę piętra. Coś o zamawianiu pizzy albo chińszczyzny.
   - Hej - powiedziałam cicho. 
   Chyba mnie nie usłyszał, więc weszłam po prostu do środka. Próby chyba jeszcze nie było. Zamknęłam drzwi za sobą i powiedziałam, teraz trochę głośniej:
   - Jest na górze?
   Aż podskoczył, przerażony widząc mnie obok siebie.
   - Boże, ludzi nie strasz! Tak, siedzi fochnięty na cały świat i tworzy. Tylko, kurna, nie wiem co. Z tego może wyjść coś fajnego, tak samo może się skończyć jednym, wielkim gównem - mrukną pod nosem.
   - To... możesz mnie przepuścić?
   - Ach, tak. Tak, jasne, spoko! - przesunął się do ściany, żebym mogła przejść.
   Bez większego problemu znalazłam się na piętrze. W korytarzu wpadłam na Dominika - wiecznego przymuła i śpiocha - bawiącego się ze swoim szczurkiem - Albercikiem Alfonsikiem Karłowatym. Kiwnął mi tylko głową. Po prawej były dwie pary zamkniętych drzwi - nigdy nie mogę zapamiętać, które są do pokoju Karola, a które do łazienki... Zapukałam do tych bardziej na lewo.
   - Marcin, kurna, mówiłem, że nie jestem głodny - drzwi otworzyły się zamaszyście. Gdybym się od nich nie odsunęła, drzwi uderzyłyby w moją twarz, a tak zmiażdżyły mi tylko stopę.
   - Demonie! - pisnęłam.
   - A co ty tu robisz?! - zapytał zdziwiony, najwyraźniej jeszcze nie zauważył mojej biednej nogi.
   - Boli... Geez, jak to boli... - podniosłam ją i złapałam rękoma.
   - Coś cię boli?
   Spojrzałam na niego spode łba.
   - Stopa, debilu. STOPA! Moja piękna i zadbana stopa, idioto!!! Nie szastaj tak drzwiami na prawo i lewo! Zobaczysz, w końcu… - postawiłam stopę na ziemi, czego od razy pożałowałam. - Au - stęknęłam - chyba mnie Demon opuścił...
   Popatrzył na mnie nie wiedząc, co robić.
   - Wejdziesz?
   - Z chęcią - wydukałam przez zaciśnięte zęby.
   Przeniosłam ciężar ciała na obolałą stopę i prawie się przewróciłam. Wpadłam na niego. Boże, chyba gorzej być nie może. Przyszłam tu, żeby go przeprosić, a wpadam w jego ramiona. Co za upokorzenie.
   - To ja cię może wciągnę... - złapał mnie pod pachy i powoli zaciągał do środka.
   Z dołu dobiegło nas wołanie Marcina.
   - Co się stało?!
   - Nic! Idiota, taki jeden od gitary, może znasz, rozwalił mi stopę drzwiami! – odkrzyknęłam z przekąsem.
   - Spoko! Chcesz soku?!
   - Wolę wodę!
   - Procenty?! Serio?! Sorry, ale barku nie tknę!
   - Powiedziała wodę! Nie wódę! - wtrącił się Karol.
   - Możesz przynieść jakąś maść czy inne gówno! Bandaż też się może przydać! - Dominik oczywiście musiał dodać coś od siebie.
   - Jakie bondage! Co wy?! Kogo chcecie związać?!
   - Nie bondage, tylko bandaż, zboczony głucholcu!
   - Dobra zobaczę, co znajdę, gargulcu!
   - ...i ja ciebie też!!!
   Kocham te ich kłótnie, pomyślałam.
   To jest moja prawdziwa rodzina.

3
   Spędziłam z nimi całe popołudnie. Zamówiliśmy chińczyka, pooglądaliśmy telewizję, a Karol chyba mi wybaczył... W końcu osobiście posmarował mi stopę i owinął bandażem, więc Gitara gra! Chyba z godzinę siedzieliśmy i śpiewaliśmy jakieś obciachowe piosenki, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Oczywiście odebrałam.
   - Cześć, mamo - powiedziałam.
   - Witaj, słonko. Gdzie jesteś?
   - U kolegi, a co się stało? - Przecież zawsze wie, że po lekcjach idę właśnie do nich...
   - A, bo twoi znajomi tu są...
   - Chyba nie mówisz tego poważnie... Ale... przecież... O KURNA!
   - Nie przesadzaj, młoda damo! - warknęła do słuchawki.
   - Jakie mają miny? - zapytałam ze zgrozą.
   - Nie wyglądają na zachwyconych, tak mi się wydaje. A o co chodzi słonko? - No tak! Przecież ona nic o nich nie wie.
   - Mamo, mam do ciebie jedną prośbę: powiedz im, że jesteś moją ciocią. Nie wrócę dziś do domu.
   Cisza.
   - ... Mamo?
   - Ach, tak. Oczywiście - brzmiała trochę przybita. Wszyscy w pokoju patrzyli na mnie.
   - Pa.
   - Pa, kochanie... - rozłączyłam się.
   Zapadła krępująca cisza.
   - No co?
   - Jesteś tak samolubna, czy po prostu taka głupia…? – zapytał Karol.
   Nie zrozumiałam pytania, więc siedziałam cicho. Spojrzałam na Marcina. Szkicował coś zawzięcie na opakowaniu po chińczyku.Nawet na mnie nie spojrzał, a ja potrzebowałam teraz jego wsparcia.
   - Na, ale co niby miałam zrobić? – zapytałam.
   - Nie przychodzić tu… - mruknął.
   - Niby czemu? Bo prowadzę cholerne podwójne życie?! Bo nie mogę być sobą tam, jak tu?! Bo chcę być w centrum zainteresowania?! – Krzyknęłam.
   - Bo nie wiesz kiedy przestać! Już czasami naprawdę nie wiem kim jesteś! I dlaczego coraz częściej przybierasz maskę pokrzywdzonego pieska szukającego właściciela! Nie taką Monikę znam!
   - Nie?! To jaką, ty, który nie potrafi napisać dobrej piosenki!
   Odsunął się ode mnie, ja natomiast wstałam.
   - Na pewno nie tą, która stoi przede mną i mówi takie niesprawiedliwe rzeczy! – również wstał. Reszta tylko na nas patrzyła i po cichu zaczęła się wymykać. Nie chciałam teraz na nich patrzeć.
   - Wybacz mi, ale ludzie się zmieniają, kiedy dostają szansę i pragnął ją wykorzystać! Ja właśnie dostałam szansę i próbuje się dostosować do sytuacji!
   - I przez to musisz się wstydzić swojej matki i mnie! MNIE?! Tego, który cię przygarnął?! Który przymykał oko na twoje idioctwa?! Nawet nie wiesz, jak ciężko był nam na początku dawać, że jesteś tu mile widziana! Jestem ciekawy czy wiesz, że dopiero po dwóch miesiącach, DWÓCH MIESIĄCACH, zaczęliśmy ciebie traktować poważnie?! Po cholernych, dwóch miesiącach naszej znajomości!
   - Przegiąłeś… Przegiąłeś! Przegiąłeś?! PRZEGIĄŁEŚ! – krzyknęłam. – Przegiąłeś, ty niesprawiedliwy, kłamliwy debilu – rzuciłam się na niego z pięściami. Zaczęłam go okładać swoimi małymi rączkami po klatce. Był ode mnie wyższy co najmniej o głowę. Nawet nie drgnął. Troczę się uspokoiłam. Pochylił się nade mną, a ja wykorzystałam ten moment i z całej siły uderzyłam go w brodę. Zatoczył się i potkną o stolik lądując na ziemie. Próbował się czegoś złapać i pociągną mnie za sobą. Ponownie go uderzyłam. Przyszedł Marcin i zaczął mnie od niego odciągać. Złapał mnie pod pachy i postawił do pionu. Nie wiem czemu, ale łzy zaczęły mi spływac po policzkach. – Puść mnie! Zakłamany szczur! Zakłamany, zakochany idiota! – Karol patrzyła na mnie tylko ze zdziwieniem. - Myślisz, że masz u mnie jakieś szans?! Grubo się mylisz! Ty… - Dominik mocno uderzył mnie otwartą dłonią w policzek.
   Zamknęłam się. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale nie dałam rady. I nie chodzi o to czy za mocno dostałam, czy też było mi wstyd za wypowiedziane słowa. Po prostu nikt, ale to nikt nie mógł mnie uderzyć i Karol dobrze o tym wiedział. Nie mieli prawa… To tak boli… Nie, to nie policzek mnie boli… To okropne wspomnienia… Karol patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
   - Mógłbyś mnie w końcu puścić… - mruknęłam ze spuszczoną głową. Włosy zasłoniły mi twarz. Widziałam tylko swoje stopy. Rozmazane stopy.
   Marcin poluźnił uścisk, ale nie miałam siły się z niego wyszarpnąć. Jakby ktoś wyssał ze mnie wszystko i zostawił kilka bolesnych wspomnień bardzo mocno związanych z teraźniejszością.
   - Jeszcze trochę… - poprosiłam. Puścił, a ja lekko się zachwiałam. Znowu.
   Ominęłam ich i poszłam do przedpokoju założyć buty i kurtkę. Nikt oprócz mnie się nie ruszał. Drżały mi ręce, więc zapięcie zamka trwało wieczność. Wyprostowałam się i szybko wyszłam na klatkę schodową. Ze schodów prawie spadłam. Wszystko było zamazane i pozacierane. Nic nie miało krawędzi ani sensu.
   Wypadłam z klatki i z trudem łapałam powietrze. Nie wiedziałam dokąd mam iść. Mamie powiedziałam, że nie wrócę na noc i nie mam zamiaru z nią teraz o tym całym bagnie rozmawiać, a Karol mnie nie przenocuje. Nie wiem, co mam robić. Jeszcze brakuje mi tego, żebym się załamała. Postanowiłam pokręcić się po okolicy. Nie mogę pójść do żadnego z Plastików. Myślą, że jestem bogata, więc mogę się przenocować w jakimś hotelu. Tyle, że nie stać mnie nawet na nędzny motel. Muszę coś wymyślić.

6 komentarzy:

  1. Boskie! Trzeba to rozgłośnić serio! Nikt nie pisze takich historii tylko jakieś słodkie historyjki o bieberze jak to się z nim spotyka i zakochuje. Na serio szacun!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję po raz kolejny :) Ostatnio też się zastanawiałam nad wysłaniem tych moich wypocin i znalazłam całkiem ciekawy konkurs :D Na napisanie naprawdę czegoś "WOW" mam jakieś dwa miesiące, więc życz mi powodzenia i trzymaj kciuki ;)

      Usuń
  2. Oczywiście, że trzymam i wiem, że wygrasz :) :*

    OdpowiedzUsuń