Zasłonił swe usta dłonią. Zrobił krok w moją
stronę. Za szybko odsunęłam się na stołku barowym i wylądowałam na ziemi.
Podbiegł do mnie. Odczołgałam się od niego, przez co uderzyłam głową w wysepkę.
Podszedł jeszcze trochę bliżej. Ukląkł przede mną i delikatnie dotknął mojego
czoła. Skrzywiłam się z bólu, gdy uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie mam
ranę w tym miejscu. Patrzył na ranę w skupieniu. Okulary zjechały mu na czubek
nosa. Poprawił je długim palcem. Docisnął lekko palce do rany. Przeszył mnie
delikatny dreszcz. Usłyszałam szurnięcie, więc spojrzałam w górę. Przybyły
położył się na blacie i patrzył na nas z góry.
- Ferris, daj spokój. Dziewczyna się tylko
niepotrzebnie stresuje – prychnął wstając do skwierczącej jajecznicy. – Kurde!
Nie przeszkadza Ci, że jest lekko przypalona? Pewnie nie – odpowiedział na
swoje pytanie.
Dalej patrzyłam Porywaczowi Ferrisowi w
oczy. Przebłysła w nich troska, podobnie jak wcześniej w szkole. Przybliżył twarz
do mojej. Znieruchomiałam. Ustami delikatnie musną moją ranę, a językiem
niepostrzeżenie po niej przejechał. Serce zaczęło mi bić mocniej, szybciej,
jakby ono też chciało uciec. Wyprostował się bez pośpiechu cały czas patrząc w
moje oczy. Na ustach zostało mu trochę mojej krwi. Nagle zapragnęłam ją
wytrzeć. Wyciągną do mnie swoją rękę. Złapałam ją. Pomógł mi wstać.
Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało w podzięce. Jego wzrok rozpromieniły
iskierki radości. Zobaczyłam w nim dziecko z biednej rodziny, które właśnie
dostało tabliczkę najlepszej czekolady. Rozpromieniony patrzył to na mnie, to
Przybyłego.
Pomógł mi z powrotem usiąść na stołku.
Rozanielony spoczął obok mnie. Patrzyłam przed siebie i wierciłam na siedzeniu
niemiłosiernie. Ciężko było mi czuć się w tej sytuacji komfortowo. Po chwili wylądowały
przed nami talerze pełne żółtej breji. Mój towarzysz od razu zabrał się do
jedzenia. Wygląd potrawy mu nie przeszkadzał. Chyba nawet mu smakowało.
Nabrałam trochę na widelec. Okazało się, że jest przepyszna. Po mojej drugiej
stronie usiadł Przybyły. Zawartość naszych talerzy znikła w ekspresowym tempie.
Ferris zebrał je i zajął się zmywaniem.
- Smakowało? – zapytał długowłosy.
Pokiwałam głową. Nie mogłam odpowiedzieć,
ponieważ usta miałam zapełnione jajecznicą.
- To dobrze – uśmiechnął się szeroko. – A
tak w ogóle to jestem Zov. Ty podobno to
Mika, zgadza się? – wyciągnął rękę w moją stronę.
- Myka – poprawiłam i potrząsnęłam jego
dłonią.
- Dużo o tobie słyszałem od tego chłodnego
typka – kiwnął głową w stronę Ferrisa. Ten się do nas odwrócił i uśmiechną.
Mokre naczynia położył obok zlewu. Nie wycierał ich, co bardzo mnie zdziwiło,
tylko położył i zostawił. Zauważyłam, że krew na jego ustach wyschła i
popękała. Zapragnęłam ją zdrapać. Powstrzymał mnie tylko strach i kuchenna
wysepka.
Przeciągnęłam się.
„Chyba na razie mi nic nie zrobią”
- Co ja tu właściwie robię? – zapytałam.
- Jak to co? Zostałaś porwana – uśmiechnął
się Zov.
- Tyle to i sama wiem. Ale czemu? Co ja
znowu takiego zrobiłam? Nie mogliście po prostu przyjść powiedzieć: „ zadarłaś
ze złą mafią, oddawaj pieniądze!” i byłoby po sprawie! Nie musieliście nikogo
prywać!
- Ferris, zobacz! Laska odzyskuje rezon!
Haha! Dobre, dobre. A myślałem, że z niej taka cicha myszka – uśmiechnął się do
mnie.
- Sam jesteś cicha myszka – warknęłam. –
Dalej nie odzyskałam odpowiedzi na pytanie. Czemu, u diabła, tu jestem? Czym
zgrzeszyłam tym razem?
- Tym kolczykiem, co go ukryłaś przed
rodzicami… - mruknął patrząc w ścianę za moimi plecami.
- Jak się ze mną rozmawia, to się na mnie
patrzy! – podniosłam głos. Momentalnie na mnie spojrzał.
- Myszka pokazuje pazurki – wyszczerzył się.
- Nie drażnij się z nią – syknął Ferris.
Nie wiadomo jak, ale od razu znalazł się przy
mnie i odgrodził mnie od Zova ramieniem. Lekko zaskoczona cofnęłam się na
krześle. Nie wiedziałam, że on stoi za mną. Plecami oparłam się o niego.
Przycisną mnie do siebie jeszcze bardziej. Na skórze poczułam szybkie bicie
jego serca. Byłam zdezorientowana…
- Ferr, luzuj trochę. Tylko żartowałem –
powiedział z uśmiechem.
Byłam wściekła.
„ Jak można tak unikać odpowiedzi na moje
pytanie! Przecież zostałam porwana, więc chyba coś mi się należy?!”
Nie
histeryzuj tak słonko. Jeszcze wszystkiego się dowiesz.
Sparaliżowało
mnie (już któryś raz w tym dniu). Gotowało się we mnie.
- Puść mnie… - warknęłam.
Spojrzał na mnie, jakby nie rozumiejąc, o co
mi chodzi.
- Puszczaj, ty porywaczu! – wrzasnęłam.
Przysunął się jeszcze bliżej. Jego usta
pełne ostrych zębów, niemalże dotykały mojego ucha. Przeszył mnie dreszcz na
myśl o jego kłach zaciskających się wokół mojego narządu słuchu.
- Nie rozumiem… - mruknął. Zov tylko się nam
przyglądał.
Zęby Ferrisa zbliżały się do mojego ucha.
Byłam coraz bardziej przerażona. Poczułam jego ciepły oddech na cienkiej
skórze. Po chwili zacisnął swoje zęby mocno. Pisnęłam. Nic nie rozumiałam.
Najpierw się o mnie martwi, potem porywa, następnie ratuje przed docinkami
Zova, a na koniec kryzie. Zaczynam tracić orientację. Zaciskał swoją szczękę
coraz bardziej.
- Rozkazuję Ci natychmiast mnie puścić! –
wykrzyknęłam.
Poczułam ciepło na uchu.
- Ferris, puść ją. Ona Ci rozkazuje, tu nie
ma żartów – mruknął Zov.
Puścił mnie. Wstałam i zaczęłam się
rozglądać za drzwiami.
- Myka, spokojnie. Wszystko Ci wytłumaczymy,
ale w swoim czasie. To nie takie łatwe – Zov próbował mnie uspokoić.
- Nie! Ja nie chcę już nic wiedzieć. Po
prostu mnie wypuśćcie! Nikomu nic nie powiem. Rodzice się martwią. Ja coś im
nakłamię. Błagam! – zawyłam.
- Z chęcią bym cię wypuści, ale nie mogę.
Przykro mi.
„Widzę!”
Ruszyłam pędem w stronę utęsknionych drzwi.
Nie
tak szybko!
Złapał za kark mnie tuż przed nimi. Uderzył
moją głową tak mocno, że zrobiło mi się ciemno prze oczami.
Przepraszam,
ja nie chciałem…
Straciłam przytomność.
_____________
Oczywiście rozdział niesprawdzony, bo jakby mogło być inaczej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz