Jak widać ostatnimi czasy nic nie wrzucałam na bloga... Utknęłam z dziewczynami i nie wiedziałam, co dalej mam z nimi począć. Postanowiłam na tę chwilę je zawiesić i wszystko, co z nimi związane usunąć stąd (spokojnie, wszystko, co dotąd pisałam jest zapisane w specjalnym folderze :)).
Mam bardzo dużo pomysłów na nowe historie i mam zamiar je kontynuować właśnie tutaj :) Aż sama się ich boję, ale MAMA moim wsparciem ;)

PS. Myka nie jest żadną Miką, Majką czy czym tam jeszcze! To po prostu Myka! My-ka! Y! Nie I, Y!
Ma też ksywkę My - i tym razem nie jest to M-Y tylko My (moja po angielsku)

Dziękuję za uwagę

piątek, 7 marca 2014

My First Angel (SPS) - 04

Obudziłam się na dużej, skórzanej kanapie. Nogi i ręce miałam rozwiązane, lecz mimo to pozostały na nich przetarcia. Dotknęłam ich i cicho syknęłam. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w wielkim i bogato wystrojonym lofcie. Spróbowałam wstać, niestety nagle zaczęło mi się kręcić w głowie i szybko opadłam na sofę z powrotem. Gdy przestało mi wirować przed oczami uniosłam się lekko na łokciach. Spojrzałam przez okno znajdujące się pod sufitem. Było otwarte na oścież.
   „ To jest moja szansa!”
   Powoli wstawałam dalej. W końcu mogłam ustać na własnych nogach. W pośpiechu doczłapałam się do szafki stojącej pod obiektem mojej wolności. Sprawnie wsunęłam się na niewysoki mebel ze starego drewna. Strąciłam z niego jakieś malutkie zdjęcie. Wystraszyłam się, że zaraz ktoś przyjdzie. Z niespodziewaną łatwością dosięgłam do parapetu. Spróbowałam podciągnąć się na rękach. Przechyliłam się brzuchem przez nie i dotarło do mnie jak wysoko się znajduję. Co prawda mam okropny lęk wysokości.
   Nagle coś połaskotało mnie w bosą stopę. Ze strachu przeniosłam swój środek ciężkości na tę część ciała, która znajdowała się za oknem. Poczułam jak przechylam się przez nie i zaczynam spadać. Dredy obijały mi twarz, choć nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Byłam przerażone, jak małe dziecko w obliczu kłócących się rodziców. Czyjaś ręka gwałtownie złapała mnie za kostkę i wciągnęła mnie do środka.
   O nie kochanie, nigdzie się nie wybierasz. Nie beze mnie.
   Sparaliżowało mnie ze strachu. Zamknęłam oczy. Dałam się ściągnąć z komody i zanieść na kanapę. Gdy już mnie położono powoli otworzyłam oczy. Ukazały mi się usta rozciągnięte w szaleńczym uśmiechu z wystającymi ostrymi zębami. Na ten obraz od razu skuliłam się i odwróciłam do niego plecami. Wtuliłam twarz w skórzane oparcie. Palcami z nerwów zaczęłam ciągnąć za równo przyciętą grzywkę. Poczułam powiew zimna na karku. Usłyszałam szelest, a po chwili coś ciężkiego i ciepłego wylądowało na mnie. Wzdrygnęłam się.
   - Głupia… Myślałem, że będziesz ciekawsza… - mruknął.
   Zawstydzona skuliłam się jeszcze bardziej. Do moich uszu dobiegł cichy odgłos kroków stawianych na czarnych drewnianych panelach. Szurnięcie, skrzypnięcie i stukot otwieranej klapy pianina. Zdumiały mnie spokojne dźwięki. Rozpoznałam kilka naprawdę wyjątkowych utworów, które znał mało kto. Zastanawiało mnie, jak ktoś o tak ostrych zębach mógł grać tak delikatne nuty. Muzyka towarzyszyła mi, aż do momentu zaśnięcia, a nawet dłużej.


    Stałam na dachu wysokiego budynku. W niektórych miejscach brakowało dachówek. Spojrzałam w dół. Od razu zakręciło mi się w głowie. Odruchowo cofnęłam się od niebezpiecznej krawędzi. Uderzyłam o coś, chyba balustradę. Odwróciłam się by sprawdzić czy jest jakieś zejście. Desperacko szukałam wzrokiem za schodami, drzwiami liną – czym kol wiek, co sprowadziłoby mnie bezpiecznie na dół. Na jednej z krawędzi zauważyłam wieżyczkę, a na niej kamiennego gargulca. Zorientowałam się, że stoję na dachu najwyższej katedry w kraju.
   - POMOCY! – krzyknęłam przerażona.
   - Nikt Ci nie pomoże. Sam o to zadbałem! – usłyszałam. Zanim zostałam popchnięta przez dwie duże ręce spostrzegłam wysokiego mężczyznę z szerokim psychotycznym uśmiechem ukazującym rząd ostrych zębów.
   To musiał być ten chłopak od ławki, okularów, gorsetu i porwania.
   On chce mnie…

   - Wstawaj! Ile można spać?! Ach, ci ludzie! – usłyszałam warczenie i ktoś szturchnął mnie stopą w plecy. – O laska! Idź się zobacz w lustrze! Haha! – ktoś się ze mnie śmiał, gdy usiadłam lekko nieprzytomna. Popatrzyłam na nowego przybysza. Był bardzo wysoki podobnie, jak ten, który mnie porwał. Wystraszona wcisnęłam się w ramię kanapy. – O Jezu! Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć! – Przysunął się i od razu odsunął tak, że jego długie włosy zasłoniły mu twarz. Już chciałam zacząć ciągnąć moją grzywkę, ale zorientowałam się iż nie mam jej na czole. A to znaczy, że... Moja grzywka była w istnym nie ładzie!
   - Eek! – pisnęłam.
   Przybysz uśmiechnął się do mnie przymilnie. O dziwo nie zobaczyłam jego ostrych zębów. Podszedł do mnie i wyciągną swoje długie ręce w moja stronę. Zdezorientowana tylko patrzyłam na niego. Potraktował to jako pozwolenie do dalszego działania. Jedną ręką złapał mnie pod kolanami, a drugą za plecami. Sapnęłam spłoszona. Przyciągną mnie do siebie stanowczo, mimo że strasznie się wierciłam w celu uwolnienia.
   - Nie wierć się tak, bo upadniesz- powiedział ze śmiechem.
   Nie słuchałam go, tylko patrzyła na okno zamknięte na kłódkę. Zrezygnowana rozluźniłam napięte do granic możliwości mięśnie i opadłam w jego ramiona. Zanim odwróciłam głowę dostrzegłam jeszcze zdjęcie, które prawdopodobnie spadło z mojej winy. Przedstawiało stojących pięciu mężczyzn o podobnym wzroście. Wszyscy byli bardzo wysocy. Wyglądało na to, że są sobie bliscy. Niewiadomo czemu, ale się uśmiechnęłam. Był na nim Porywacz i Przybyły. Przybyły  przycisną mnie do siebie jeszcze bardziej. Miał na sobie podartą koszulkę z wyciętym głębokim dekoltem, przez co policzkiem szorowałam po jego nagim torsie. Był bardzo… zimny.
   Przeniósł mnie do kuchni i posadził na wysokim stołku barowym przy wysepce.
   - Na co miałabyś ochotę? – zapytał podchodząc do lodówki. – Właśnie zrobiłem zakupy, więc jest prawie wszystko.
   Siedziałam cicho i rozglądałam dookoła.
   - Korzystaj póki możesz – zachęcał mnie dalej.
   - Nie jestem gło… - zaczęłam stanowczo, lecz przerwało mi burczenie mojego brzucha.
   Krztusił się swoim śmiechem, ale mimo wszystko próbował się opanować. Kiedy w końcu mu się udało, zapytał:
   - Jajecznica?
   Zrezygnowana pokiwałam głową.
   Przybyły cały czas gadał. Nie słuchałam go ani przez chwilę. Cały czas obserwowałam, co robi w obawie, że dorzuci do jedzenia jakąś truciznę. Nagle poczułam taki sam chłód na karku, jak wcześniej. Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stał Porywacz z tym okropnym uśmiechem na ustach.

   Przypomniałam sobie swój sen…

____________
Uwaga!
Rozdział niesprawdzony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz