Obudziłam się na dużej,
skórzanej kanapie. Nogi i ręce miałam rozwiązane, lecz mimo to pozostały na
nich przetarcia. Dotknęłam ich i cicho syknęłam. Rozejrzałam się dookoła.
Znajdowałam się w wielkim i bogato wystrojonym lofcie. Spróbowałam wstać,
niestety nagle zaczęło mi się kręcić w głowie i szybko opadłam na sofę z powrotem.
Gdy przestało mi wirować przed oczami uniosłam się lekko na łokciach.
Spojrzałam przez okno znajdujące się pod sufitem. Było otwarte na oścież.
„ To jest moja szansa!”
Powoli wstawałam dalej. W końcu mogłam ustać
na własnych nogach. W pośpiechu doczłapałam się do szafki stojącej pod obiektem
mojej wolności. Sprawnie wsunęłam się na niewysoki mebel ze starego drewna.
Strąciłam z niego jakieś malutkie zdjęcie. Wystraszyłam się, że zaraz ktoś
przyjdzie. Z niespodziewaną łatwością dosięgłam do parapetu. Spróbowałam
podciągnąć się na rękach. Przechyliłam się brzuchem przez nie i dotarło do mnie
jak wysoko się znajduję. Co prawda mam okropny lęk wysokości.
Nagle coś połaskotało mnie w bosą stopę. Ze
strachu przeniosłam swój środek ciężkości na tę część ciała, która znajdowała
się za oknem. Poczułam jak przechylam się przez nie i zaczynam spadać. Dredy
obijały mi twarz, choć nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Byłam przerażone,
jak małe dziecko w obliczu kłócących się rodziców. Czyjaś ręka gwałtownie złapała
mnie za kostkę i wciągnęła mnie do środka.
O nie
kochanie, nigdzie się nie wybierasz. Nie beze mnie.
Sparaliżowało mnie ze strachu. Zamknęłam
oczy. Dałam się ściągnąć z komody i zanieść na kanapę. Gdy już mnie położono
powoli otworzyłam oczy. Ukazały mi się usta rozciągnięte w szaleńczym uśmiechu
z wystającymi ostrymi zębami. Na ten obraz od razu skuliłam się i odwróciłam do
niego plecami. Wtuliłam twarz w skórzane oparcie. Palcami z nerwów zaczęłam
ciągnąć za równo przyciętą grzywkę. Poczułam powiew zimna na karku. Usłyszałam
szelest, a po chwili coś ciężkiego i ciepłego wylądowało na mnie. Wzdrygnęłam
się.
- Głupia… Myślałem, że będziesz ciekawsza… -
mruknął.
Zawstydzona skuliłam się jeszcze bardziej. Do
moich uszu dobiegł cichy odgłos kroków stawianych na czarnych drewnianych
panelach. Szurnięcie, skrzypnięcie i stukot otwieranej klapy pianina. Zdumiały mnie
spokojne dźwięki. Rozpoznałam kilka naprawdę wyjątkowych utworów, które znał
mało kto. Zastanawiało mnie, jak ktoś o tak ostrych zębach mógł grać tak
delikatne nuty. Muzyka towarzyszyła mi, aż do momentu zaśnięcia, a nawet
dłużej.
Stałam na dachu wysokiego budynku. W
niektórych miejscach brakowało dachówek. Spojrzałam w dół. Od razu zakręciło mi
się w głowie. Odruchowo cofnęłam się od niebezpiecznej krawędzi. Uderzyłam o
coś, chyba balustradę. Odwróciłam się by sprawdzić czy jest jakieś zejście.
Desperacko szukałam wzrokiem za schodami, drzwiami liną – czym kol wiek, co
sprowadziłoby mnie bezpiecznie na dół. Na jednej z krawędzi zauważyłam
wieżyczkę, a na niej kamiennego gargulca. Zorientowałam się, że stoję na dachu
najwyższej katedry w kraju.
- POMOCY! – krzyknęłam przerażona.
- Nikt Ci nie pomoże. Sam o to zadbałem! –
usłyszałam. Zanim zostałam popchnięta przez dwie duże ręce spostrzegłam wysokiego
mężczyznę z szerokim psychotycznym uśmiechem ukazującym rząd ostrych zębów.
To musiał być ten chłopak od ławki,
okularów, gorsetu i porwania.
On chce mnie…
- Wstawaj! Ile można spać?! Ach, ci ludzie! –
usłyszałam warczenie i ktoś szturchnął mnie stopą w plecy. – O laska! Idź się zobacz
w lustrze! Haha! – ktoś się ze mnie śmiał, gdy usiadłam lekko nieprzytomna.
Popatrzyłam na nowego przybysza. Był bardzo wysoki podobnie, jak ten, który
mnie porwał. Wystraszona wcisnęłam się w ramię kanapy. – O Jezu! Przepraszam,
nie chciałem Cię przestraszyć! – Przysunął się i od razu odsunął tak, że jego
długie włosy zasłoniły mu twarz. Już chciałam zacząć ciągnąć moją grzywkę, ale
zorientowałam się iż nie mam jej na czole. A to znaczy, że... Moja grzywka była
w istnym nie ładzie!
- Eek! – pisnęłam.
Przybysz uśmiechnął się do mnie przymilnie.
O dziwo nie zobaczyłam jego ostrych zębów. Podszedł do mnie i wyciągną swoje
długie ręce w moja stronę. Zdezorientowana tylko patrzyłam na niego.
Potraktował to jako pozwolenie do dalszego działania. Jedną ręką złapał mnie
pod kolanami, a drugą za plecami. Sapnęłam spłoszona. Przyciągną mnie do siebie
stanowczo, mimo że strasznie się wierciłam w celu uwolnienia.
- Nie wierć się tak, bo upadniesz-
powiedział ze śmiechem.
Nie słuchałam go, tylko patrzyła na okno
zamknięte na kłódkę. Zrezygnowana rozluźniłam napięte do granic możliwości mięśnie
i opadłam w jego ramiona. Zanim odwróciłam głowę dostrzegłam jeszcze zdjęcie,
które prawdopodobnie spadło z mojej winy. Przedstawiało stojących pięciu
mężczyzn o podobnym wzroście. Wszyscy byli bardzo wysocy. Wyglądało na to, że
są sobie bliscy. Niewiadomo czemu, ale się uśmiechnęłam. Był na nim Porywacz i
Przybyły. Przybyły przycisną mnie do
siebie jeszcze bardziej. Miał na sobie podartą koszulkę z wyciętym głębokim
dekoltem, przez co policzkiem szorowałam po jego nagim torsie. Był bardzo…
zimny.
Przeniósł mnie do kuchni i posadził na
wysokim stołku barowym przy wysepce.
- Na co miałabyś ochotę? – zapytał
podchodząc do lodówki. – Właśnie zrobiłem zakupy, więc jest prawie wszystko.
Siedziałam cicho i rozglądałam dookoła.
- Korzystaj póki możesz – zachęcał mnie
dalej.
- Nie jestem gło… - zaczęłam stanowczo, lecz
przerwało mi burczenie mojego brzucha.
Krztusił się swoim śmiechem, ale mimo
wszystko próbował się opanować. Kiedy w końcu mu się udało, zapytał:
- Jajecznica?
Zrezygnowana pokiwałam głową.
Przybyły cały czas gadał. Nie słuchałam go ani
przez chwilę. Cały czas obserwowałam, co robi w obawie, że dorzuci do jedzenia
jakąś truciznę. Nagle poczułam taki sam chłód na karku, jak wcześniej.
Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stał Porywacz z tym okropnym uśmiechem na
ustach.
Przypomniałam sobie swój sen…
____________
Uwaga!
Rozdział niesprawdzony!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz