Włóczyłam się po mieście bez celu. Zajrzałam
do księgarni, ale na półkach dalej stały te same powieści. Niczego nowego.
Niczego zaskakującego. Niczego, czego nie miałabym już w domu. Byłam też w
kawiarni, a Wolbord cały czas podążał za mną. O dziwo nic nie mówił. Zamówiłam
kawę na wynos i poszłam odwiedzić swoje ulubione miejsce. Nie był to mój dom
lub dom kogoś innego. To zwykłe ruiny po jakimś małym zameczku na obrzeżach
miasta. Często spotykałam tam osoby o zainteresowaniach podobnych do moich. Tym
razem było całkiem pusto, co mnie ucieszyło. Usiadłam pod resztką ściany z
kominkiem. Pociągnęłam duży łyk z papierowego kubka. Z torby wyciągnęłam
książkę ze stoma poematami karuty. Znałam język japoński, więc mogłam sobie
pozwolić na przeczytanie oryginału. Lektura wciągnęła mnie bez końca. Nie
czytałam jej pierwszy raz ani nie drugi. Mój egzemplarz został zakupiony prosto
z księgarni, mimo to wyglądał jak po wojnie. Uwielbiałam czytać poematy i
wyobrażać sobie w jakich okolicznościach musiały zostać napisane. Jak wyglądał
ich autor.
- Widzę, że znowu to samo - mrukną ktoś za
mną. Aż podskoczyłam.
- Nie strasz mnie tak, Will! – powiedziałam z
uśmiechem.
Przybysz siadł koło mnie i napił się mojej
kawy, na co tylko prychnęłam. Wolbord stał naprzeciwko i patrzył. Dalej się do
mnie nie odzywał.
- Co tu robisz? – zapytałam. – Czyżbyś ty,
najpilniejszy uczeń w okolicy z najwyższą średnią mieście, zerwał się z lekcji?
– powiedziałam patrząc na jego minę. Jego brązowe oczy błysnęły.
- Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś.
Więc sobie pomyślałem, że wpadnę i sprawdzę czy cię tu znajdę – uśmiechnął się.
– Widzę, że niepotrzebnie się martwiłem… - mruknął zaglądając mi przez ramię.
Lubiłam Willego, był moim najlepszym
przyjacielem. Poznaliśmy się przez Internet. Spotkaliśmy się przypadkiem w
kawiarni. Siedzieliśmy przy stolikach obok swoich i wymienialiśmy się mailami.
W końcu zapytał się gdzie jestem i, co robię, a ja odpisałam, że siedzę w
jedynej kawiarni w mieście, na co on od razu odpisał, że robi to samo. Odwróciliśmy się w tym samym czasie, by pójść
po kolejną kawę. Przez przypadek zerknęliśmy sobie przez ramiona. Było to jedno
z najzabawniejszych spotkań w moim życiu.
- Widzisz. Tylko niepotrzebnie ominęła cię
kolejna powalająco ciekawa lekcja historii naszego społeczeństwa – powiedziałam
z szerokim uśmiechem.
- Czyżbyś za mną nie tęskniła? – zapytał udając
smutnego.
- Ani trochę.
- Auć! – udał, że ktoś przebił jego serce
strzałą.
Popatrzyłam na jego wygibasy i wróciłam do lektury.
Prychnął z oburzeniem, przez co zaczęłam się śmiać. Pstryknął mnie w nos z
urażoną miną. Nie było mi już tak do śmiechu. Dostał ode mnie mocnego kuksańca.
Obrażony wstał i zabrał moją kawę, wypił do samego końca dbając by nie
pozostawić ani kropelki. Pusty kubek postawił na murku. Szybko wstałam. Nie mogłam
uwierzyć, że tak szybko wypił prawie pełny kubek kofeiny. Musiałam to
sprawdzić.
Kubek faktycznie był pusty. Na dnie nie
zastała nawet kropelka. Chciałam dźgnąć go palcem pod zebra, ale złapał mnie za
rękę i wyciągnął ją w górę. Splótł swoje palce z moimi. Drugą dłoń położył na
moich plecach. Już wiedziałam, o co chodzi, więc wolną rękę oparłam na jego
ramieniu. Zrobił krok do przodu, przez co zmusił mnie do cofnięcia się. Powoli zaczęliśmy
tańczyć, a ja dałam Willowi prowadzić. Sprawnie omijaliśmy ruiny. Spojrzałam
nad jego ramieniem i zobaczyłam niezadowolonego Wolborda z jonitem w dłoni.
- Tylko nie podepcz mu palców… - mrukną
wydmuchując jednocześnie dym.
Zignorowałam go.
Bardzo lubiłam tańczyć, a szczególnie z
Willem. Wykonałam obrót. Zaśmiałam się, a on przyciągnął mnie do siebie z powrotem.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. Dmuchnęłam mu w czoło w celu pozbycia się grzywki
zasłaniającej jego oczy. Mruknął jakieś podziękowania. Nie zdążyłam ich
zrozumieć, bo odchylił mnie mocno do tyłu. Pisnęłam z zaskoczenia. Prawie zderzyłam
się ze murkiem.
- Czyżbyś mi nie ufała? – zapytał.
Poczułam
jakby ktoś wpatrywał się w mój kark. Ale nie tak, jak Wolbord. Zignorowałam to.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko krzywo.
Sapną i zakręcił mną. Ponownie się zaśmiałam. Miałam zrobić wymach nogą, ale
niestety potknęłam się o jakiś kamień i wylądowałam na ziemi, jak długa. Will
natomiast został pchnięty przeze mnie i zaskoczony klapnął na murku.
Chwila ciszy w celu zrozumienia, co się przed
chwilą stało. Wybuchnęliśmy śmiechem prawie w tym samym czasie. Zaczęłam się
turlać po trawie. Will padł koło mnie. Przyciągnął do siebie. Sporo osób, które
nas nie znają, bierze nas za parę. Znajomi z ruin często dokuczają nam z tego
powodu, ale nam to nie przeszkadza. Jesteś tak dobrymi przyjaciółmi, mimo iż
poznaliśmy się przez sieć. Mało prawdopodobne żeby nasz stosunki zmieniły się w
coś bardziej zaawansowanego.
„Mam szczerą nadzieję, że zostanie już tak
zawsze”
- Możesz sobie marzyć do woli… - Wolbordowi
zdecydowanie coś dziś nie pasowało.
Dalej go ignorowałam.
- Phi… - prychnął wspinając się na drzewo.
Długo się tak jeszcze śmialiśmy i
chichraliśmy. Gdy emocje w końcu opadły, podczołgałam się do książki
bezceremonialnie zostawionej na ziemi. Wróciłam do zaciekawionego Willa i
ponownie położyłam się obok niego, tym razem opierając głowę na jego klatce
piersiowej. Nie zdziwiło go to, często tak tu leżeliśmy. Zaczęłam czytać
poematy na głos. Niektóre czytałam, jakbym była lektorem czytającym karty w ciągu
ważnej rozgrywki, a inne po prostu mówiłam.
- Takasago go onoe no sakura sakinikeri
toyama no kasumi tatazu mo aran*… – przeczytałam jeden z moich ulubionych.
Zatrzymałam się przy nim na chwilę. Jak zwykle nie dokończyłam podpisu autora.
- Lubisz go, co? – Zapytał Will i tym samym
wyrwał mnie z transu.
- Aż tak bardzo to widać? – zapytałam nie
specjalnie zainteresowana odpowiedzią.
- Mhm – mrukną tylko, ponieważ zauważył brak
mojego zainteresowania tematem. Uśmiechnęłam się, gdy dotarło do mnie jak
dobrze mnie zna.
Poczułam, że ktoś nas obserwuje. Znowu.
…uprzedni
radca stanu średniego stopnia Masafusa..., dopowiedział jakiś głos w mojej
głowie. Brzmiał znajomo, nie wiedziałam tylko skąd go znam.
Lekko zdziwiona i wytrącona z równowagi,
ponownie to zignorowałam.
___
* 73 poemat
autorstwa Oe no Masafusa.
___ ___ ___
Zauważyłam, że rozdziały piszę coraz to krótsze. Mam nadzieję, że z czasem się wydłużą.
Uwaga!
Rozdział niesprawdzony!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz