My First Angel
(Sadist, Psycho, Schizophrenia)
1
Zawsze dobrze się uczyłam…
Zawsze dbali o mnie rodzice…
Zawsze otaczali mnie przyjaciele…
Zawsze dostawałam wszystko, co chciałam…
Zawsze wierzyłam w swojego Anioła Stróża…
- …Myka… Pst, Myka! – ktoś dźgnął mnie
łokciem pod żebra. – Nauczycielka coś od ciebie chce…
- Już idę… - mruknęłam zaspana.
Miałam taki piękny sen. Byłam w domku na
drzewie i nie było, żadnego Wolborda, którego widziałam tylko ja, żadnego jego gadania,
które słyszałam tylko ja i żadnego jego smrodu, który czułam tylko ja.
- Myka! – Tym razem szturchnięcie
zdecydowanie pchnęło mnie w stronę biurka.
Wstałam więc i powoli odgarniając swoje
długie ciemnoniebieskie dredy z ramion ruszyłam do nauczycielki. Matematyczka
popatrzyła na mnie z niesmakiem. Przeczesałam grzywkę palcami.
- Moja droga, czy możesz łaskawie rozwiązać
to zadanie na tablicy? – wskazała palcem na jedno z zadań, nad którym nie jeden
mocny by się załamał.
- Ależ oczywiście, proszę pani.
Złapałam za kredę równocześnie ciągnąc się
za równo przyciętą grzywkę. Rozwiązanie go w głowie zajęło mi może trochę ponad
minutę. Wynik starannie zapisałam kredą i ruszyłam w stronę swojej ławki.
Nauczycielka chyba coś mruknęła pod nosem, że dobrze, że mogę już iść, ale ja
jej nie słuchałam. Nagle przede mną wyrósł Wolbord.
- Coraz szybciej rozwiązujesz te trudne
równania – mówiąc dmuchał swoim cuchnącym oddechem.
- Zejdź mi z drogi – mruknęłam bardzo cicho.
Jeśli ktoś mnie usłyszy będę miała problemy.
- Nie denerwuj się, kochanie…
- Wolbord… Proszę… - syknęłam.
- No dobrze, ale w domu oddasz mi swój
obiad.
„Ale
ty nie jesz…”
Próbowałam umościć się wygodnie na
drewnianym krześle. Zostało jeszcze dwadzieścia minut do końca lekcji – później
się zrywam. Podparłam brodę o nadgarstek i znowu spróbowałam odpłynąć do krainy
snów. Ktoś mocno ścisnął moje ramię. Spojrzałam w stronę ręki z brudnymi
paznokciami.
- Wolbord, proszę. Nie teraz…
- Kolacja też jest moja… - mruknął dmuchając
swoim śmierdzącym oddechem.
- Myka? Co z tobą? - Chłopak, który
szturchnął mnie wcześniej patrzył na mnie zdziwiony. Spoglądał na mnie nad
oprawkami swoich okularów. Dalej marszczyłam nos i patrzyłam na obrzydliwą łapę
trzymającą mnie za ramię.
- Wszystko w porządku – mruknęłam.
- Nie wyglądasz najlepiej…
Momentalnie przestałam marszczyć nos.
- Wszystko ze mną w porządku! Jestem
normalna! – powiedziałam, żeby bardziej przekonać siebie.
Dopiero teraz spojrzałam mu w oczy. Wyglądał
na naprawdę zmartwionego.
- Przepraszam… Ostatnio mam straszne wahania
nastrojów… - pociągnęłam się za grzywkę.
- Nic się nie stało…
Ponownie zaczął rozwiązywać zadania, które
ja już dawno miałam za sobą. Co jakiś czas zerkał na mnie. Położyłam się na
ławce i myślałam o niczym. W końcu zadzwonił dzwonek. Szybko chwyciłam za torbę
i wybiegłam z klasy nie czekając nawet na pracę domową – i tak mam przerobione
już pół podręcznika. Wbiegłam do łazienki oraz zablokowałam drzwi. Stanęłam
przed lustrem. Przyjrzałam się swojej tali.
„Gorset można jeszcze trochę ścisnąć”
Rozwiązałam kokardkę znajdująca się na
plecach , złapałam za sznurki i zaczęłam mocno ciągnąć.
- Może pomóc?
Spojrzałam w lustro, a za mną stał chłopak
od ławki.
- Jak ty tu…
- Nie dość, że muszę się o ciebie martwić,
to nawet drzwi nie potrafisz porządnie zamknąć – mruknął przejmując ode mnie
sznurki.
Popatrzyłam na jego odbicie w lustrze nieco
przerażona. Byłam pewna, że zamknęłam je porządnie… Pociągnął za sznur
stanowczo i zaczął wiązać kokardkę. W tali straciłam kolejne kilka centymetrów.
Niektórzy na mój widok boja się, że mogę się w każdej chwili złamać, a co
dopiero teraz.
- NIKT ci nie karze się o mnie martwić –
powiedziałam z naciskiem.
- Skoro tak… - pstryknął mnie palcem w
pancerz i wyszedł.
Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ nie
wyglądał na takiego, co się tak łatwo poddaje. Nauczyciel dyżurujący dziwnie
się na niego popatrzył. Już miał do niego podejść i zrobić mu burę, lecz
okularnik spojrzał mu w oczy i coś mruknął. Ten uśmiechnął się do niego i natychmiast
odszedł by złapać ucznia próbującego wyskoczyć przez okno w celu uniknięcia
pytania z chemii.
„Zadziwiające”
Wyszłam z łazienki i niepostrzeżenie przemknęłam
do drzwi wejściowych. Uśmiechnęłam się przymilnie do woźnego pilnującego, by
każdy śmiałek, któremu przyszło do głowy zwianie z lekcji, tracił wiarę i
wracał pod klasę ze spuszczoną głową. Spojrzał na mnie i tylko kiwnął na
pożegnanie. Była między nami taka niepisana umowa. Ja będę znikała po kryjomu,
a on będzie udawał, że nic nie widzi. Musze mu tylko od czasu do czasu pomagać
ze sprzątaniem klas. Ten woźny to naprawdę równy gość.
Przechodziłam już przez główną bramę, gdy
jakaś nauczycielka zawołała.
- Ej! Gdzie ty się wybierasz?!
Ruszyłam pędem, by jak najszybciej znaleźć
się po drugiej strony ulicy.
„A mogłam uciec przez łazienkowe okno…”
___ ___ ___
Taki mój kolejny pomysł. Wpadł mi do głowy kawał czasu temu, ale jakoś nie miałam chęci go zrealizować (na czas raczej narzekać nie mogę... ;))
___ ___ ___
Taki mój kolejny pomysł. Wpadł mi do głowy kawał czasu temu, ale jakoś nie miałam chęci go zrealizować (na czas raczej narzekać nie mogę... ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz