Jak widać ostatnimi czasy nic nie wrzucałam na bloga... Utknęłam z dziewczynami i nie wiedziałam, co dalej mam z nimi począć. Postanowiłam na tę chwilę je zawiesić i wszystko, co z nimi związane usunąć stąd (spokojnie, wszystko, co dotąd pisałam jest zapisane w specjalnym folderze :)).
Mam bardzo dużo pomysłów na nowe historie i mam zamiar je kontynuować właśnie tutaj :) Aż sama się ich boję, ale MAMA moim wsparciem ;)

PS. Myka nie jest żadną Miką, Majką czy czym tam jeszcze! To po prostu Myka! My-ka! Y! Nie I, Y!
Ma też ksywkę My - i tym razem nie jest to M-Y tylko My (moja po angielsku)

Dziękuję za uwagę

środa, 29 stycznia 2014

My First Angel (SPS) - 01

My First Angel
(Sadist, Psycho, Schizophrenia)


1
   Zawsze dobrze się uczyłam…
   Zawsze dbali o mnie rodzice…
   Zawsze otaczali mnie przyjaciele…
   Zawsze dostawałam wszystko, co chciałam…
   Zawsze wierzyłam w swojego Anioła Stróża…


   - …Myka… Pst, Myka! – ktoś dźgnął mnie łokciem pod żebra. – Nauczycielka coś od ciebie chce…
   - Już idę… - mruknęłam zaspana.
   Miałam taki piękny sen. Byłam w domku na drzewie i nie było, żadnego Wolborda, którego widziałam tylko ja, żadnego jego gadania, które słyszałam tylko ja i żadnego jego smrodu, który czułam tylko ja.
   - Myka! – Tym razem szturchnięcie zdecydowanie pchnęło mnie w stronę biurka.
   Wstałam więc i powoli odgarniając swoje długie ciemnoniebieskie dredy z ramion ruszyłam do nauczycielki. Matematyczka popatrzyła na mnie z niesmakiem. Przeczesałam grzywkę palcami.
   - Moja droga, czy możesz łaskawie rozwiązać to zadanie na tablicy? – wskazała palcem na jedno z zadań, nad którym nie jeden mocny by się załamał.
   - Ależ oczywiście, proszę pani.
   Złapałam za kredę równocześnie ciągnąc się za równo przyciętą grzywkę. Rozwiązanie go w głowie zajęło mi może trochę ponad minutę. Wynik starannie zapisałam kredą i ruszyłam w stronę swojej ławki. Nauczycielka chyba coś mruknęła pod nosem, że dobrze, że mogę już iść, ale ja jej nie słuchałam. Nagle przede mną wyrósł Wolbord.
   - Coraz szybciej rozwiązujesz te trudne równania – mówiąc dmuchał swoim cuchnącym oddechem.
   - Zejdź mi z drogi – mruknęłam bardzo cicho. Jeśli ktoś mnie usłyszy będę miała problemy.
   - Nie denerwuj się, kochanie…
   - Wolbord… Proszę… - syknęłam.
   - No dobrze, ale w domu oddasz mi swój obiad.
   „Ale ty nie jesz…”
  
   Próbowałam umościć się wygodnie na drewnianym krześle. Zostało jeszcze dwadzieścia minut do końca lekcji – później się zrywam. Podparłam brodę o nadgarstek i znowu spróbowałam odpłynąć do krainy snów. Ktoś mocno ścisnął moje ramię. Spojrzałam w stronę ręki z brudnymi paznokciami.
   - Wolbord, proszę. Nie teraz…
   - Kolacja też jest moja… - mruknął dmuchając swoim śmierdzącym oddechem.
  - Myka? Co z tobą? - Chłopak, który szturchnął mnie wcześniej patrzył na mnie zdziwiony. Spoglądał na mnie nad oprawkami swoich okularów. Dalej marszczyłam nos i patrzyłam na obrzydliwą łapę trzymającą mnie za ramię.
   - Wszystko w porządku – mruknęłam.
   - Nie wyglądasz najlepiej…
   Momentalnie przestałam marszczyć nos.
   - Wszystko ze mną w porządku! Jestem normalna! – powiedziałam, żeby bardziej przekonać siebie.
   Dopiero teraz spojrzałam mu w oczy. Wyglądał na naprawdę zmartwionego.
   - Przepraszam… Ostatnio mam straszne wahania nastrojów… - pociągnęłam się za grzywkę.
   - Nic się nie stało…
   Ponownie zaczął rozwiązywać zadania, które ja już dawno miałam za sobą. Co jakiś czas zerkał na mnie. Położyłam się na ławce i myślałam o niczym. W końcu zadzwonił dzwonek. Szybko chwyciłam za torbę i wybiegłam z klasy nie czekając nawet na pracę domową – i tak mam przerobione już pół podręcznika. Wbiegłam do łazienki oraz zablokowałam drzwi. Stanęłam przed lustrem. Przyjrzałam się swojej tali.
   „Gorset można jeszcze trochę ścisnąć”
   Rozwiązałam kokardkę znajdująca się na plecach , złapałam za sznurki i zaczęłam mocno ciągnąć.
   - Może pomóc?
   Spojrzałam w lustro, a za mną stał chłopak od ławki.
   - Jak ty tu…
   - Nie dość, że muszę się o ciebie martwić, to nawet drzwi nie potrafisz porządnie zamknąć – mruknął przejmując ode mnie sznurki.
   Popatrzyłam na jego odbicie w lustrze nieco przerażona. Byłam pewna, że zamknęłam je porządnie… Pociągnął za sznur stanowczo i zaczął wiązać kokardkę. W tali straciłam kolejne kilka centymetrów. Niektórzy na mój widok boja się, że mogę się w każdej chwili złamać, a co dopiero teraz.
   - NIKT ci nie karze się o mnie martwić – powiedziałam z naciskiem.
   - Skoro tak… - pstryknął mnie palcem w pancerz i wyszedł.
  Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ nie wyglądał na takiego, co się tak łatwo poddaje. Nauczyciel dyżurujący dziwnie się na niego popatrzył. Już miał do niego podejść i zrobić mu burę, lecz okularnik spojrzał mu w oczy i coś mruknął. Ten uśmiechnął się do niego i natychmiast odszedł by złapać ucznia próbującego wyskoczyć przez okno w celu uniknięcia pytania z chemii.
   „Zadziwiające”
   Wyszłam z łazienki i niepostrzeżenie przemknęłam do drzwi wejściowych. Uśmiechnęłam się przymilnie do woźnego pilnującego, by każdy śmiałek, któremu przyszło do głowy zwianie z lekcji, tracił wiarę i wracał pod klasę ze spuszczoną głową. Spojrzał na mnie i tylko kiwnął na pożegnanie. Była między nami taka niepisana umowa. Ja będę znikała po kryjomu, a on będzie udawał, że nic nie widzi. Musze mu tylko od czasu do czasu pomagać ze sprzątaniem klas. Ten woźny to naprawdę równy gość.
   Przechodziłam już przez główną bramę, gdy jakaś nauczycielka zawołała.
   - Ej! Gdzie ty się wybierasz?!
   Ruszyłam pędem, by jak najszybciej znaleźć się po drugiej strony ulicy.
   „A mogłam uciec przez łazienkowe okno…”


___   ___   ___
Taki mój kolejny pomysł. Wpadł mi do głowy kawał czasu temu, ale jakoś nie miałam chęci go zrealizować (na czas raczej narzekać nie mogę... ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz